poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Rozdział 5

- Victoire Weasley, czy ty właśnie zrobiłaś to, o czym myślę? - powiedział, udając poważny ton. On i jego dwie przyjaciółki właśnie jedli śniadanie. Siedział naprzeciwko ich, a od dziesięciu minut stałe miejsce Teddy'ego, znajdujące się obok, pozostawało puste. Mimo że chłopak był niemalże całkowicie pewny, że przyjacielowi nic nie jest, po dosyć długiej nieobecności, zaczynał się trochę niepokoić.
      - Freddie, przecież damie nie przystaje, prawda Vic? - odpowiedziała Misty, próbując powstrzymać się od śmiechu i teatralnie klepiąc Weasley w ramię. Ta z kolei zakrztusiła się tostem, słysząc słowa kolegi.
- Ja? Ja? - zapytała z niedowierzaniem. - Chyba pomyliłeś mnie z tą, o to tu panią -  lekko uderzyła swoją towarzyszkę w plecy. - Takich rzeczy damy nie robią, a zwłaszcza przy posiłku. Milordzie, podaj mi proszę cukierniczkę - dodała sztucznie poważnym tonem, kierując wszystkie te słowa do siedzącej obok Misty.
- No jasne, pani damowa królowo, już się robi. - rzuciła Hastings i podała Victoire, stojące obok malutkie naczynie. Ta śmiało wsypała do herbaty dwie łyżeczki zawartości i wzięła porządny łyk, nadal starając się utrzymać teatralny nastrój. Jednak nie udało jej się to na długo, gdyż chwilę później cała zawartość jej ust, znalazła się na siedzącym naprzeciw Weasleyu.
- Na piejące mandragory, Misty! Oszalałaś?! Naprawdę? Przez ciebie niczego już dzisiaj nie zjem! Chyba język mi zwiądł.
- Sól czyni cuda - niemal odwarknęła, wychylając się nad stołem i przybijając piątkę z Fredem.
- Nienawidzę cię - dopowiedziała pod nosem Victoire, wycierając usta w leżącą najbliżej serwetkę. - Jejku, Freddie, przepraszam. Nie chciałam, przecież wiesz. Czysty przypadek, ale z drugiej strony mógłbyś startować w konkursie na ''Miss Mokrego Podkoszulka''. Muszę ci powiedzieć, że szansę na wygraną byłyby sporawe.
- Nie ma sprawy. W końcu oskarżyłem cię o puszczenie bąka mordercy, którego odór zresztą mój nos wyczuwa nadal bardzo dokładnie. Każdy ma swoje metody karania nieposłusznego stada.
- Co prawda, to prawda. Chwila, co...?
Rozmowę gwałtownie przerwał gniewny, ale także zawiedziony głos. W okolicy padło kilka słów, za które z pewnością babcia Molly wygłosiłaby mówcy porządne, koszmarnie długie kazanie.
Chłopak nie miał na sobie szaty, w porównaniu z większością uczniów zasiadających przy stole. Podejrzane plamy na jego ubraniach nie zapowiadały niczego dobrego, a wręcz przeciwnie - zwiastowały tylko i wyłącznie kłopoty. Spore kłopoty. Inaczej rzecz ujmując - s z l a b a n.
- Za co? - Fred domyślił się wszystkiego prawie natychmiast. - Czyżby urok Puchonek strzelił ci do głowy? - niemalże brutalnym tonem rzucił pytanie w stronę Teddy'ego. Przyglądał się swojej porcji owsianki, przekopując miskę widelcem. W przeciwieństwie do głosu, mowa jego ciała sprawiała wrażenie, jakby był przyzwyczajony do takich sytuacji. Jak gdyby wcale go to nie obchodziło. Głos jednak go zdradzał. Jak zawsze w przypadku Weasleya głos mówił innym, jak należy obchodzić się z nim w tej chwili. I pomimo tego, Teddy i tak go zignorował.
- F i l c h. Szlaban aż do piątku. Cały tydzień sprzątania kibli ślizgońskich oblechów - rzucił opadając na wolne miejsce, które czekało na niego od dobrych kilkunastu minut. Był widocznie załamany. Teraz, gdy siedział, ukrył głowę w dłoniach i potarł twarz, jak gdyby chciał pobudzić całego siebie do życia. Gniew odrobinę wyparował. Teraz sprawiał wrażenie zrezygnowanego i przegranego. Zapewne miał do siebie żal, że nie wybrnął z tej sytuacji i nie zdołał wymyślić żadnej porządnej wymówki. - Zgadnijcie od kiedy zacząłem? Zaraz po milutkiej pogadance z Minerwą, musiałem wyszorować całą łazienkę. C a l u t k ą. Od dziś codziennie, rano i wieczorem. Aż do piątku. Na szczęście ten stary cap zapomniał o tym, że w sobotę mamy wyjście do Hogsmeade. Idiota. I tak nie może już tego zmienić. McGonagall wszystko podpisała. Od dziś do piątku. Pięć dni. Pięć cholernych dni - w tym momencie głowa chłopaka z hukiem opadła na stół. Tak, że kilka młodszych Gryfonów podskoczyło na swoich siedzeniach. Mimo że miało to wyglądać teatralnie Victoire, jak i inni, wiedziała, że Teddy'ego z pewnością trochę to zabolało.
- A właśnie, co do wyjścia, idziemy? Całą czwórką. Miodowe Królestwo przez wakacje na pewno miało dobrych kilka dostaw, co nie? Oczywiście nie zrozum mnie źle, wariacie. Wiesz przecież, że ci współczuję. Tak ciuteńkę, ale zawsze.
- Dzięki Mis. Ty to zawsze potrafisz z powrotem poderwać mnie do lotu.
- A właściwie, co robiłeś? Wiesz no, co robiłeś tak rano poza dormitorium i jak to się stało, że przyłapał  c i ę, w co nadal nie mogę uwierzyć, Filch? Teddy! Przecież on nigdy nie przyłapał cię samego! Dobra... raz, ale w to na trzecim roku, więc się nie liczy.
- Tak, wiem. Chciałem mu przypomnieć, że jestem prefektem, ale coś innego przykuło moją uwagę. Lee...
I zaczął opowiadać.
Przekazał im wszystko, no może prawie wszystko. Pominął główny temat rozmowy, jaka nawiązała się między nim i Delano. Zrobił to oczywiście ze względu na Freda, który teraz uważnie przyglądał się Roxie, rozmawiającej z jakimś piątoroczniakiem. Uszy momentalnie poczerwieniały mu niczym rozżarzony węgiel. Victoire zaczęła się nawet zastanawiać czy gdyby ich dotknęła, mogłaby poparzyć sobie opuszki palców.
Freddie, to tylko Piers. Chodzą razem na runy. Przecież wiesz, że wszyscy mają z nimi problem - chciała uspokoić przyjaciela. Mimo tego nie wykrztusiła z siebie ani słowa. Coś dawało jej znak, że lepiej będzie w ogóle nie poruszać tego tematu.
Gdy wysłuchała uważnie opowieści Teddy'ego, niepewnie zasugerowała, że całkiem prawdopodobne jest, iż to Leo nakablował Filchowi. W końcu już chyba wszystko było możliwe. Ostatnio zauważyła, że ten jakby od niej uciekał. Oczywiście ostatnimi czasy nie był skłonny do rozmowy z żadnym z nich, lecz to jej unikał z największym zaparciem. Czasem łapała jego wzrok. Wtedy w oczach Leo widziała współczucie. Tak, współczucie. Uczucie, którego najmniej spodziewała się z jego strony. Bo w końcu, z jakiej racji miał jej czegoś żałować?
Jeszcze te sny. Od jakiegoś czasu bardzo często śniła o pustce.
Dookoła niej panuje mrok. Brakuje tego światełka, które według wszystkich znanych źródeł miałoby pojawić się na ''końcu''. Tylko nicość. Ona i nicość. Spada. Spada w otchłań, która jest pustką. A pustka jest nią. Nie ma końca ani początku. Jest za to najgłębsza, najmroczniejsza czerń, która właśnie zaczyna ją pochłaniać.
                                                                                  ***
Otarła kroplę potu, która pojawiła się u niej na czole. Dziś przyrządzali eliksir wiggenowy. Poprawka: próbowali przyrządzić eliksir wiggenowy.
ŁUP
Już po raz czwarty dnia dzisiejszego, kociołek Misty postanowił wyrzucić swoją zawartość w powietrze. W odpowiedzi na co dziewczyna zaklęła pod nosem.
Temperatura w klasie już dawno przekroczyła ustaloną normę. Od każdego kociołka buchało parne, ciężkie powietrze. Profesor Glentoran, mimo że była niezwykle sympatyczną osóbką, także bardzo wymagającą. W ogóle nie przejmowała się tym, że jeszcze nigdy, nikomu nie udało się odtworzyć przyrządzonego przez nią eliksiru. ''A co tam! Niech się pomęczą.'' Zdecydowana większość osób, znajdujących się teraz w klasie uważała, że tak właśnie brzmi jej życiowe motto.
Ratunkiem Victoire były rady wujka Harry'ego. ''Nie siekaj, zmiażdż''. ''Nie siedem, dodaj dziewięć dla konsystencji''. Te dwie zawsze się sprawdzały. Bez względu na sytuacje, bez względu na wywar. Zawsze. Nie wiedziała skąd wytrzasnął te ''triki''. Prawdę mówiąc, nigdy nad tym nie myślała. Była niemalże pewna, że Hermiona mówiła jej, iż jego oceny w szkole były... cóż, były fatalne. No ale w końcu Harry jest aurorem. To chyba musi coś znaczyć. Przecież eliksiry są istotne w tej pracy, prawda? Tak czy siak to właśnie dzięki niemu, Victoire stała się po części pupilkiem Glony, bo tak nazywali nauczycielkę eliksirów. Ze wszystkim na tym przedmiocie radziła sobie powyżej oczekiwań, co wystarczyło by była najlepsza ze wszystkich uczniów szóstego roku.
- Weasley! - Victoire nawet nie podniosła głowy, gdyż od razu wiedziała, że wzywany był Fred, który zawsze, ale to zawsze, musiał pomieszać składniki. -Gdzie w eliksirze wiggenowym jest włos z głowy wili? No gdzie? Znowu pomylił pan eliksiry... Och, podaj mi to - rzuciła nauczycielka i zaczęła mieszać w kociołku Freda. Dodała kilka podejrzanych ziarenek i dosypała jakiegoś... proszku? Tak, to chyba był jakiś proszek. Przynajmniej tak to wyglądało.
- Ups... Chyba znowu pomyliłem składniki.
- A to ciekawe, naprawdę?
Tego dnia po eliksirach mieli jeszcze dwie godziny zaklęć, co szczerze było czystą męczarnią. Gdzieś w okolicach piątej klasy, uczenie się znaczenia i zastosowania tych wszystkich formułek zaczynało być dosłownie, nie do zniesienia. Dlatego też od razu po skończeniu lekcji Vic zręcznie wymknęła się do dormitorium i jak najszybciej pogrążyła się w lekturze, którą zaledwie tydzień temu przysłała jej mama. Po drodze zdążyła tylko zrzucić z siebie szkolną szatę i już sięgała po lekturę. Tym razem ofiarą dziewczyny padła książka ''Romeo i Julia''. Dlaczego ofiarą? Bowiem jak dotąd każda książka, którą postanowiła przeczytać została zwrócona właścicielowi, z niewiadomych powodów, w strasznym stanie. Tu brak strony, gdzie indziej plamy soku dyniowego, a niekiedy zerwana okładka. Problem w tym, że Victoire naprawdę lubiła czytać i sama nie wiedziała jak pod jej okiem, a dodatkowo z jej ręki, dzieją się takie rzeczy.
Niegdyś gustowała jedynie w literaturze czarodziei. Jednak około pół roku temu odkryła dzieła mugolskiej literatury, które okazały się strzałem w dziesiątkę. Wiedziała, że prędzej czy później ''Romeo i Julia'' wpadnie w jej ręce, lecz nie spodziewała się, że ta opowieść tak ją wciągnie. A jednak. Okazało się, że nie tylko książki dla nastolatków są ciekawe. Dziwne, prawda? Dużo rzeczy jest dziwnych. Na przykład to, że na dworze była piękna pogoda, mimo że zapowiadali deszcze. Na przykład to, że wymknęła się swoim znajomym niezauważona. I na przykład to, że w jej oknie, na swojej nowej miotle wyścigowej, siedział Teddy Lupin.
- No, no, Weasley... Nie spodziewałem się, że gustujesz w takich romansach.
- Co ty...! - nie zdążyła powiedzieć nic więcej, gdyż chłopak odleciał z głośnym świstem.
Dziewczyna czym prędzej poderwała się z łóżka i rzuciła się w stronę okna. Wychyliła się do połowy i zaczęła rozglądać się, to w lewo, to w prawo. No tak... Przecież była przyzwyczajona do takich żartów. W jego świecie to normalka. Jeszcze raz obejrzała wszystko dookoła i po chwili już odwracała się z zamiarem powrotu do lektury. Zrobiła jeden krok, gdy niespodziewanie ktoś chwycił ją za rękę i gwałtownie wyciągnął na zewnątrz. Stłumiony krzyk zawisł w powietrzu. W ułamku sekundy Victoire siedziała na miotle wraz z Lupinem. Wystraszona do granic możliwości wpięła paznokcie w klatę chłopaka i z całych sił objęła go ramionami. Zerknęła w dół, jednak po chwili już wiedziała, jak zły był ten pomysł. Mocno zakręciło jej się w głowie, co sprawiło, że jeszcze bardziej wtuliła się w tył chłopaka.
- Mała, n..e mogę odd..ać - wydukał. W odpowiedzi uzyskał minimalne poluźnienie uścisku ze strony dziewczyny. - Od razu lepiej - dodał i jeszcze bardziej odsunął się od okna tak, że teraz nawet gdyby Victoire chciała, nie dałaby rady dostać się do środka bez jego interwencji.
- NATYCHMIAST MNIE ODSTAW - krzyknęła drżącym głosem. - TEDDY!
- Dzisiaj są eliminacje do drużyny, a ja jestem kapitanem. Miałem nadzieję, że mi pokibicujesz.
- Przepraszam, zapomniałam - wyjąkała, momentalnie zmieniając ton, gdyż naprawdę miała się tam pojawić. Po prostu totalnie wyleciało jej to z głowy.
- Nie ma sprawy. Już ci wybaczyłem.
- Hej! Przecież ty nawet nie będziesz latał! To ty wybierasz nowych członków drużyny! - krzyknęła. - Po co miałabym ci kibicować?! W czym?!?!
- Każdy potrzebuję trochę motywacji, a zapewniam cię, że ty jesteś najlepszą motywacją, jaką kiedykolwiek miałem.
Nie odpowiedziała. Komplementy. Nigdy jakoś bardziej tego nie okazywała, ale naprawdę jej schlebiał. Zawsze, gdy ją chwalił, rumieniła się. Teraz nawet, na całej twarzy spłonęła rumieńcem. W duszy dziękowała Bogu, że siedziała z tyłu i nikt nie mógł jej zobaczyć. Momentalnie pomyślała o tym, co powiedziałaby Misty, gdyby tylko ją teraz widziała. Na pewno rzuciłaby jakąś sarkastyczną formułkę w stylu... Jej myśl w połowie się urwała. To, co właśnie sobie przypomniała sprawiło, że serce zaczęło jej mocniej bić.
- MISTY!
- Może trochę trudno w to uwierzyć, ale to właśnie ona mnie tu przysłała. Chyba miałaś jej towarzyszyć, co nie? W tym roku na stanowisko szukającego mamy aż siedmiu chętnych. Nie wiem...
- Szybko! Ruszaj!
- Spokojnie, beze mnie nie zaczną - starał się uspokoić Victoire w nadziei, że ta rozmowa nie skończy się tak prędko.
- Teddy! - krzyknęła coraz bardziej poddenerwowana.
- Hmmm? - nadal starał się przedłużyć tą chwilę. - Mówiłaś coś?
- Teddy, proszę... - już go miała. Uwielbiał, gdy odnosiła się do niego w taki sposób - Ona tam zwariuje. Beze mnie nie da rady.
- A tak miło się rozmawiało... Dobra, Vic. Musisz się przysunąć i mocno mnie objąć - powiedział unosząc luźną koszulkę. Czy on chciał by objęła go... pod bluzką? Co...? Gdy nie uzyskał odpowiedzi, dodał: - Inaczej coś ci się stanie. Ześlizgniesz sie lub stanie się coś jeszcze gorszego - Nadal brak odpowiedzi. Co mogło być gorsze od upadku z miotły, i to z  t a k i e j wysokości?!  - Hastings nie będzie czekać w nieskończoność. Już odchodzi od zmysłów. Za chwile zaczyna się rozgrzewka. Pewnie już siedzi na miotle...
To zadziałało. Victoire przysunęła się jeszcze bliżej, wtulając się w plecy Teddy'ego. Niepewnie opuściła ręce i wsunęła je pod koszulkę chłopaka. Mocno, obiema rękami, objęła jego brzuch i zamknęła oczy. Temperatura wkoło momentalnie się powiększyła. Do teraz nie zwróciła na to uwagi, ale na takiej wysokości było naprawdę zimno. Zwykłe ubranie na pewno nie zapewniłoby takiego ogrzania jak Teddy. Starała się jak najmniej przylegać do chłopaka, lecz było to po prostu niemożliwe. W końcu, po upływie dłuższej chwili, rozluźniła się i poczuła idealnie wyrzeźbiony brzuch Lupina, pod swoimi dłoniami. Dokładnie wyczuwała teraz wszystkie te twarde mięśnie. Poczuła jak przyjemne ciepło rozchodzi się po jej ciele. Starała się nie myśleć o ich bliskości, ale ta świadomość i jednocześnie ekscytacja, stawała się nie do opanowania. Po chwili jej uszu dobiegł ściszony głos:
- Lepiej mocno się trzymaj...

_______________________________________________________________
I jak??? Szczerze? Ten rozdział wyszedł na taki jakby troszkę o niczym... No ale czasami warto napisać takie coś :D Zapewniam was, że już niedługo akcja się rozwinie i zrobi się... ciekawie... Jestem wciąż na wakacjach, ale udało mi się znaleźć chwilkę na pisanie ;))) Tak właściwie to nawet troszkę długą chwilkę, ale cóż, staram się! ;DD Dodatkowo nikt nie wie o tym, że prowadzę bloga, więc cała sytuacja jest bardziej skomplikowana XD
Do poczytania! I oczywiście dajcie mi znać w komentarzu, co sądzicie o tym rozdziale ;)

14 komentarzy:

  1. Co sądze o tym rozdziale? Sądze, ze jest najlepszy na świecie. Nie mam nic do powiedzenia, żadnej uwagi, wiec pozdrawiam cieplutko i czekam na nastepny rozdzial <33 Wercia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje Ci baaaardzo!!! Nawet sobie nie wyobrażasz, jakie to miłe:D Następny rozdział postaram się dodać jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego... no może tak na przełomie sierpnia i września ;)
      Też pozdrawiam <3!!1

      Usuń
  2. Hej, cześć i czołem :D
    Przepraszam, że ten rozdział komentuje dopiero dzisiaj, ale wczoraj nie miałam już czasu, żeby przeczytać :P
    Rzeczywiście, jak ty to napisałaś, rozdział jest troszkę o niczym. Taki typowy dzień z życia uczniów Higwartu (pomijając przejażdżkę Vic i Teddy'ego :P), ale i tak dość przyjemnie mi się go czytało, nie licząc tego, że podchodziłam do przeczytania go aż trzy razy. Ale przeczytałam, a rozdział mi się podoba :)
    Jakoś bardzo nie zdziwiło mnie to, że Lupin przyleciał po Vic na miotle, ponieważ w wielu opowiadaniach się to wykorzystuje, ale u ciebie było to ładnie opisane i za to duży plus ;)

    Cieszę się, że w końcu przeczytałam wszystkie rozdziały :) Teraz jestem na bieżąco :D
    Wykorzystując okazję, zapraszam cię również na mojego bloga :)
    Jeśli zechciałabyś przeczytać mojego bloga i skomentować byłoby mi bardzo miło ;)
    http://dramione-zapomnijmyoprzeszlosci.blogspot.com
    To już chyba wszystko ;)
    Pozdrawiam i weny życzę ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka;))
      Nie ma sprawy! Ważne, że w ogóle skomentowałaś :) Każde słowo się liczy. Pewnie coś o tym wiesz, bo sama piszesz bloga ;), na którego swoją drogą na pewno zajrzę;D Masz moje słowo!
      Cieszę się, że w końcu udało Ci się przełamać i go przeczytałaś XD Zgadzam się z Tobą w 110%, ale według mnie czasem przydaję się taki rozdział o niczym ;) Wiesz, żeby się wszystko zbytnio nie zagmatwało itd. XD + miło mi, że Ci się podobał :)))
      Dzięki!!!
      A jak ja się cieszę! :DD
      Jak już wspominałam, na pewno wejdę na Twojego bloga i zostawię po sobie ślad w postaci komentarza :D Myślę, że będzie to jutro lub dziś, ale to pożyjemy, zobaczymy XD
      Bardzo upalnie pozdrawiam i również życzę weny, weny i jeszcze raz weny ;)

      Usuń
  3. Hej, hej, hej :D
    Miałam skomentować już dawno, ale nie dałam rady... przepraszam...
    Dziś też jeszcze nie skomentuję, tylko zajmę sobie miejsce i jutro zostawię komentarz :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra... już jestem! Znów się spóźniłam... przepraszam, ale wczoraj miałam dzień pełen wrażeń i nie dałam rady skomentować, mam nadzieję, że się nie gniewasz :)
      Rozdział świetny :D Baaaaaaaaardzo przyjemnie się go czytało :D
      Ach... Fred jako miss mokrego podkoszulka... hahahahaha... lubię to!! XD Chciałabym to zobaczyć XD No... jak już zauważyłaś mam słabość do zabawnych chłopców o imieniu Fred (i George i Finnick i... zresztą już kiedyś o tym pisałam XD)
      W ogóle... ach!! On jest taki opiekuńczy w stosunku do Roxie! Jejku! Chciałabym takiego starszego brata!!! A niestety jestem jedynaczką :')
      Hahaha... czyżby Vic miała lęk wysokości? (znam ten ból :") ) XD
      Ale to... to było takie urocze!!! Jejku... naprawdę niesamowicie słodkie i urocze i cudowne!! ♥♥
      Nie mogę już doczekać się kolejnego rozdziału :D
      Życzę Ci duuuuuuuuuuuuuuuuużo weny :)
      Pozdrawiam
      (ta nieogarnięta, trochę szalona, zakochana w Finnicku, Samie Claflinie, Fredzie i George'u Weasley, Jamesie i Oliverze Phelps i innych bohaterach książkowych i aktorach, miłośniczka niemiłosiernie długich komentarzy) love dream

      Usuń
    2. PS Zgodnie z obietnicą... dziś to ja informuję i przypominam o rozdziale u mnie :) ♥

      Usuń
    3. Dzięki za komentarz! :D
      Hahaha, nie gniewam się, spokojnie :P :D
      Dziękuje!
      Tak... To byłoby coś pięknego XDXD
      Ja też chciałabym takiego brata! Mi akurat trafiła się starsza siostra, ale zawsze coś :)) E tam! Są plusy bycia jedynaczką! Na przykład... O! Własna garderoba! Albo zawsze, kiedy nie ma się rodzeństwa, jest się bardziej rozpieszczanym, co nie? Popraw mnie, jeśli się myle XD
      Kolejny rozdział myślę, że pojawi się w okolicach pierwszego września. Jeju! Nie mogę przeżyć, że jeszcze tylko nie cały tydzień wakacji! Moje serce krwawi :((( XD
      Dziękuje jeszcze raz! Taki był mój zamiar :D W ogóle zauważyłam, że najlepiej pisze się mi takie ''romantyczne'' sceny ;DD
      Pozdrawiam i życzę również mnóstwo weny!
      Po prostu Magic Creature XD

      PS Dlaczego?! Powiedz mi dlaczego Aiden nie żyje...?! Allison jeszcze przeżyję, ale Aiden! Ahh... Przynajmniej dobrze, że Ethan, Stiles i Scott są cali!

      Usuń
    4. Przepraszam, jeśli są jakieś blędy, ale odpowiadam z telefonu :))

      Usuń
    5. Niby plusy jakieś są... ale jednak... chciałabym mieć rodzeństwo!!! :D A co do rozpieszczania... hmmm... trochę tak i trochę nie XD Myślę, że to zależy od rodziców XD
      Och tak... moje serducho też krwawi z tego powodu... :(

      Wiem... to było straszne jak Aiden zginął... biedny Ethan... ale... wiesz... zawsze większe szanse na Stydię!!! :D Tak z ciekawości zapytam... jakie są Twoje ulubione paringi z TW? :D

      Usuń
    6. O! No czyli aż tak bardzo się nie myliłam ;)

      Jeśli chodzi o moje ulubione paringi to:
      Stydia! oczywiście:D (Malia jest spoko, ale nie spoko dla Stilesa), Scallison ♥ ;(, lubię też nawet Dereka i Lydię, ale to bez jakiejś przesady ;), dużo bardziej lubię parę Jordan Parrish i Lydia ♥, jednak ciągle Stydia jest na pierwszym miejscu ;P, na koniec oczywiście Ethan i Danny <3 Ubóstwiam:D
      A Twoje?

      Usuń
    7. Stydia!!! Ja po prostu uwielbiam ten paring!!! :D
      Malię również lubię, ale nie pasuje do Stilesa :D
      Scallison też jest świetnym paringiem! Zdecydowanie wygrywa ze Scirą... :D No... to chyba dwa moje ulubione paringi :D Chociaż Ethan i Danny to też całkiem fajny paring :D Ale... najbardziej lubię Stydię :D

      Usuń
  4. I co z tego, że o niczym? :D Są przydatne. :p Takie zapychacze potrafią być spoko. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem tego samego zdania;D Czasami bywają męczące, ale mam nadzieję, że mój jest całkiem spoko;)
      Pozdrawiam i życzę wytrwania w szkole;D

      Usuń