środa, 24 sierpnia 2016

Specjał na 1000 wyświetleń!!!, czyli życie z perspektywy wariatów

Hej, cześć i czołem! Z tej strony wasz ulubiony, najukochańszy, cudowny i przede wszy...
- AUUU! Za co?!?! - wrzasnął Fred, odrzucając na bok kartkę idealnie gładkiego papieru.
- O g a r n i j  s i ę. Myślisz, że ktokolwiek na tym świecie postrzega cię jako osobę bardziej wartościową niż worek ziemniaków?
- Cicho, jesteśmy tu z innych powodów. Misty, podaj mi długopis lub jakkolwiek inaczej nazwałaś tamten przedmiot - przerwała Vic i sama wzięła się za pisanie.
...i przede wszystkim niezwykle skromny Fred.
- Miało być Fredoboss... - mruknął odrobinę rozgniewany.
Dziś z okazji tysiąca wyświetleń wraz z Misty  i Victoire, przygotowaliśmy dla was super, mega wyjątkowy dodatek specjalny. Na samym początku chciałabym chciałbym podziękować Autorce, która udzieliła mi zgody na napisanie czegoś, co nie jest wypracowaniem na zaklęcia, listem do rodziców lub usprawiedliwieniem za nieobecność na zajęciach, na których nie pojawiam się z własnego samouwielbienia i lenistwa. Jestem niezwykle wdzięczna wdzięczny...
-  Mogę już zacząć pisać jako j a? - zapytała nieco znudzona blondynka. - Proszę...
- Nie. To ja miałem zacząć pierwszy, więc teraz masz. Poza tym piszesz za poważnie. Ile ty masz lat?! Czterdzieści?
- I? Teraz to ja mam wielkopis. Nie widzisz?
- Od kiedy to posiadanie patyka z tuszem daje przywilej do pisania?!
- Od kiedy to Katniss zabiła starą Coin, okej? - przerwała gwałtownie Misty. Gdy zobaczyła, że dwójka zamilkła, tylko potrząsnęła głową i wyrwała długopis Victoire. Po chwili, kiedy kartka znalazła się przed nią samą, zaczęła pisać, wcielając się w swojego przyjaciela:
Jako, że jestem idiotą, moja przyszłość jest już twardo określona i zapisana wysoooko w gwiazdach. Dokładnie za dziesięć lat ożenię się z miłością mojego życia - hot-dogiem z podwójną porcją keczupu i poczwórną warstwą musztardy. Będziemy żyć długo i szczęśliwie w naszej chatce pod nazwą ''Rezydencja Fredoboss, dostawę musztardy proszę zostawić za śmietnikiem''. Imiona naszych dzieci to: Misty, Misty Królowa, Misty Królowa Życia, Misty Królowa Życia II i tak dalej.
Koniec.
- Mam nadzieję, że ci pasuje - powiedziała Hastings, bardzo szeroko się uśmiechając. - Teraz chyba pora na niego - dodała i kiwnęła głową w kierunku drzemiącego na kanapie chłopaka.
- Jeżeli mi zniszczyłyście już przyszłość,  to przynajmniej dajcie mu pospać! - wyrwał się Fred. Założył ręce na piersi, udając urażonego. Aktualnie jego wzrok uparcie skierowany był na Misty. Nie wyrażał żadnych emocji. Wyglądał bardziej jak McGonagall, zastanawiająca się nad tym, jaką karę wyznaczyć nieposłusznemu uczniowi.
        - Cóż za szczytne posunięcie, przyjacielu. Może jeszcze... - Przerwało jej pstryknięcie palców. Złowrogi uśmieszek momentalnie wpłynął na usta Freda, a po chwili w pomieszczeniu pojawiła się dwójka małych dzieci. Misty otworzyła szeroko usta. - Co...?
- To nasze opowiadanie, więc mogę robić co tylko  c h c ę - powiedział, uśmiechając się teraz już zdecydowanie i złowrogo.
- ETHAN! ELLIE! -wrzasnęła widocznie rozwścieczona Misty. - CO WY TU, DO JASNEJ MANDRAGORY, ROBICIE?! WYPAD, BO WAM NOGI Z DUPY POWYRYWAM! WY MAŁE...
- Misty! To tylko dzieci! Nie prze... - przerwała Victoire, gdyż mały braciszek jej najlepszej przyjaciółki, właśnie ciągnął ją za włosy. - Auuu!
- Wszystko powiem mamie, lalalala. Wszystko powiem mamie, lalalala - podśpiewywała Ellie, wskakując na kanapę i kopiąc Teddy'ego, który o dziwo, wciąż spał. - Gerda ma chłopaka, Gerda ma chłopaka! Lalalala, lalalala...
W tle dziewczyna zerwała się na równe nogi i chwyciła pod pachę Ethana, który w ułamku sekundy zaczął wierzgać nogami niczym rozjuszony rumak. Wkurzona do granic możliwości ruszyła w stronę swojej słodkiej, sześcioletniej siostry. Mała momentalnie zeskoczyła z chłopaka i przemknęła między nogami Misty, tym samym rozpoczynając dziki pościg. Wśród wrzasków bliźniaków, trzasku łamanego biurka i okrzyków bitewnych, dało się dostrzec zarówno zaspanego Lupina, który rozglądał się wkoło, próbując zarejestrować, co właściwie się dzieje, jak i  bardzo rozbawionego całą sytuacją Freda, tarzającego się na ziemi.
...Kilkanaście ciosów później...
- No i proszę. Tak było trudno? - Misty stała nad dwójką dzieciaków z dziwnymi grymasami na twarzach. W odpowiedzi na swoje pytanie otrzymała dwa stłumione krzyki. Bowiem zarówno Ethan, jak i Ellie, siedzieli teraz przywiązani paskiem do spodni, do krzeseł. Usta mieli szczelnie zaklejone taśmą klejącą. - Fred, bądź tak miły i usuń moje zacne rodzeństwo z tego opowiadania.
- Już *chichot* s... *chichot* się robi *głośny śmiech*, moja droga.
Kiedy w końcu udało mu się wypowiedzieć te pięć nieeezwykle trudnych słów, zaczerpnął głośno powietrza i pstryknął palcami, a zaraz potem sześciolatki zniknęły z pokoju. Poszedł więc pomóc Teddy'emu zrozumieć, co właściwie miało przed chwilą miejsce. W tym czasie Victoire szybko podbiegła do kartki, po drodze zahaczając jeszcze o lusterko i pośpiesznie poprawiając mocno zmierzwione włosy. Zdążyła też, nie wiadomo skąd, pozyskać długopis i chwilę później już wzięła się za opisywanie przyszłości Misty.
Minęło wiele czasu zanim Misty Gerda Hastings opanowała w pełni swoje życiowe powołanie. W tym czasie przez jej życie przewinęło się wielu mężczyzn, jednak po latach rozłąki, wróciła do miłości swojego życia - chłopaka, którego poznała jeszcze za czasów szkolnych. Wiele osób wątpiło, że związek z postacią fikcyjną przetrwa, lecz ona zawsze wierzyła. I takim oto sposobem zamieszkała w Nibylandii wraz ze swoim, obecnie już małżonkiem, Finnickiem Odair'em oraz szesnastką ich wspaniałych dzieci, których imiona są tak wymyślne i nieokrzesane, że nikt nigdy nie jest w stanie ich zapamiętać, nawet sama Misty.
- To... *chlip* *chlip* było *chlip*  p i ę k n e. - Victoire podskoczyła wysoko na krześle, gdy poczuła gorący oddech przyjaciółki na karku. Dziewczyna stała tuż za nią i przeczytała wszystko, co właśnie napisała jej przyjaciółka.
 - Misty! Nie strasz mnie tak! Myślisz, że...
 - A tu, co się dzieje? - znikąd tuż za nimi pojawili się chłopcy.
- Właśnie opisywałam przyszłość Mis...
- *bardzo głośny śmiech* Gerda? *jeszcze głośniejszy śmiech* Masz na drugie imię Gerda?! *najgłośniejszy śmiech* Rodzice cię nie kochają?! - Fred momentalnie zaczął śmiać się tak głośno, że wszystkim wkoło niemal popękały bębenki. - I kim do cholery jest Franklin Odra?
Victoire, wyłączając się z kłótni, ponownie zaczęła pisać. Jakby się nad tym głębiej zastanowić to ta czynność, bardzo się jej spodobała.
Edward Remus Lupin to nastolatek, który nie wie, co zrobić ze swoim życiem. Ale cóż na to poradzić? Ważne, że jego przyjaciele już dokładnie wiedzą jak wyglądać będzie jego przyszłość. Nie ma się  tu nad czym zastanawiać. Edward zamieszka lub inaczej - o s i e d l i się gdzieś na... Jak to się nazywało? O! Gdzieś na Kiribati. Jednej z najrzadziej odwiedzanej przez turystów wyspie. Zostanie pustelnikiem. Odludkiem. Odmieńcem. Starym wariatem bez historii. Zostaną mu tylko przyjaciele, których za wszelką cenę będzie starał się wciągnąć w swój biznes handlowania kalmarkami.
Nie, Edwardzie, nie. Ty i twoje kalmarki to inna rzeczywistość. Ja i moje dwadzieścia siedem Rogogonów Węgierskich to ta prawdziwa. Bierz ze mnie przykład. Bierz przykład ze mnie, Misty, Fre..., nadal z Misty i ze mnie. Tylko.
- I jak?
- Świetne! - krzyknął widocznie zadowolony Fred. - I to się nazywa świetlana przyszłość! Nie martw się, Edwardzie. Pomogę ci z twoimi kalmarkami. To ja - Fredoboss - będę tym, który dostarczy ci niezliczone pokłady owoców morza! To ja pomogę ci, gdy wszyscy inni zawiodą! To ja...
- Ekhem... Myślę, że pora kończyć. Autorka już prawie rozwaliła drzwi szafy...
- Właściwie to dlaczego ją zamknęliśmy? Przecież t a k  j a k b y  pozwoliła nam przejąć bloga, ten jeden raz - stwierdziła Vic, marszcząc brwi.
- Ta... i tak jakby zastrzegła, że jeżeli nie weźmiemy całej sprawy na poważnie to będzie zabijać nas długo i... - Teddy nagle przerwał, by po chwili krzyknąć: - VIC! NIEEE!
- Hahahaha wróciłam! - Mrugnęłam pośpiesznie do Vic, która wypuściła mnie z szafy. - I przysięgam, że jeśli tylko ktoś śmie przeszko... - W tym momencie poczułam, uginające się pode mną nogi. Momentalnie zrobiło mi się czarno przed oczami, a po chwili zapadłam w głęboki, cudowny sen.
- FRED! CO CI STRZELIŁO DO GŁOWY?!?! ONA NAS POZABIJA!!! - wrzasnęła Victoire w stronę kolegi, który stał, trzymając poduszkę w rękach.
- Sorrrkki, nie przeemyyyślałłłem tegggo - wydukał w odpowiedzi, drżącym głosem. - Na Teddddy'ego zadziałałłło bezzzbolleśnnnie.
- Bezboleśnie?! Ostatnio twoja poduszka prawie oderwała mi makówkę!
- Spoko, na pewno nic jej nie jest. Chyba na pewno... - rzuciła Misty i podeszła do moich biednych, poszkodowanych zwłok. - Czuję puls!
- Ufff... - cała trójka równo odetchnęła.
Usiedli na kanapie i przez krótką chwilę siedzieli w ciszy. W powietrzu unosił się jedynie odgłos ich głośnych, nierównomiernych oddechów, lecz nie na długo.
- Myślicie, że naprawdę by nas zabiła? - zapytał Freddie.
- Wiesz... Prawdopodobnie zrobiła z Delano oszukistę, więc nic nie wiadomo.
- Oszukistę...? - powiedział, wciąż oszołomiony Weasley, bardziej do siebie niż do innych.
W pewnym momencie Teddy wstał i zaczął krążyć po pokoju. Pozostała trójka wymieniła się spojrzeniami, zastanawiając się, co zamierza on osiągnąć.
- Teddy, bo dziurę wywiercisz - odezwała się po chwili Mis. Gdy nie uzyskała odpowiedzi, dodała: - Ej! Nie masz się czym przejmować. To raczej mało prawdopodobne, by zrobiła z ciebie geja, mordercę, psychopatę, mordercę psychopatę lub...
- Nie, nie chodzi o to... Chwila, co...? - Lupin spojrzał w stronę Misty, jakby żądając wytłumaczenia. Kiedy jednak nie uzyskał odpowiedzi, spróbował kontynuować: - Widzieliście tą bransoletę u Leo, co nie? Wydaje mi się...
- Hej! Dlaczego tylko moja przyszłość nie została opisana?! - wyrwała się nagle Victoire, podrywając się z mięciutkiego siedzenia.
- Hej! Czy możemy w końcu przestać sobie przerywać?! - krzyknęła Misty, wyraźnie poddenerwowana.
- Drogie panie, proszę o spokój - znikąd odezwał się spokojnym tonem Weasley. - Kochanie, jeśli chodzi o twoją przyszłość to myślę, że jest ona już dokładnie określona. Panno Weasley, a w zasadzie panno Lupin, wyjdzie pani za tego o to metamorfomaga. Będziecie mieli kupę kasy i furę dzieci. Będziecie obserwować jak dorastają. Uczyć je korzystać z nocnika. Przypominać o odrabianiu lekcji i tak dalej. Podoba się?
Nieco zdenerwowana Victoire spojrzała w jego stronę z bardzo zdziwioną miną.
- Myślisz, że...? Co..? Nie... Nie. Co...? Nie! Fred! Co ty wyga...!
- O tak, moja droga. To będzie... - ktoś ponownie nie pozwolił Fredowi dokończyć.
- Niesamowite! -krzyknął Lupin, podbiegając do przyjaciela i przybijając z nim piątkę.
W tym momencie Victoire wyłączyła się z rozmowy i nieco zmieszana, wtuliła w ramię przyjaciółki. W tym czasie Fred zdążył już ''wyczarować'' kilkanaście hot-dogów. Po niespełna pięciu minutach, gdy chłopcy wciąż zawzięcie ze sobą rozmawiali, dziewczyny wspólnie postanowiły, że trzeba zakończyć tą karuzelę śmiechu. We dwie ruszyły w stronę biurka, gdzie leżała kartka i długopis. Razem zaczęły pisać zakończenie.
I tak właśnie wyglądają magiczne, nieobliczalne i po części idiotyczne losy trójki wspaniałych szesnastolatków. O przyszłość Victoire Weasley lepiej nie pytać. Zdradzę jedynie, że... Auuu! Właśnie dostałam w łeb od szanownej panny Weasley, co oznacza, że niestety nie zdradzę wam, drodzy czytelnicy, n i c. Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Wiem, że wszyscy bardzo chcielibyście wiedzieć, że gdy Vic dorośnie... Dobrze! Już dobrze! Nie bij! Auuu! Za co...?!?! Auć! A to? VIC!
...Kilka ciosów później...
Z niewyjaśnionych powodów byłam zmuszona zaprzestać prób zdradzenia wam chociaż skrawka niesamowitej, nieustraszonej historii panny Weasley. Niestety muszę was powiadomić, że ten cudowny specjał dobiega końca. Dlatego też ja - Misty Hastings, chcę wam podziękować w imieniu wszystkich bohaterów za to, że jesteście i czytacie. Za to, że wybiliście już tysiąc wyświetleń! I za to, że komentujecie! Uwielbiam was! Jesteście najlepsiejszymi czytelnikami na calutkim świecie!
Teraz coś do Autorki, ale UWAGA POUFNE:
 Proszę, nie rób ze mnie samotniczki! Znajdź mi chłopaka! Albo jeża! Ja chcę jeża! Błagam załatw mi jeża! O! Lub małą świnkę! Tylko taką, która nie urośnie! Malutką, różową świnkę, która nigdy nie urośnie. Z góry dzięki, moja przyszła wybawicielko!
                                                                     Z wyrazami głęboookiej miłości, *****
PS Nie podpisałam się, bo ty, zła kobieto, wyjawiłaś innym moje drugie imię! Obiecałaś! Zawiodłam się, ale mniejsza z tym, mam inną, ważniejszą sprawę. Jak mogłaś nie nauczyć Freda i Teddy'ego, co to Igrzyska Śmierci?! To jest dopiero prawdziwa zbrodnia... Kocham Cię!

_________________________________
Hejka naklejka!!!
Przybywam do was dziś z takim... dodatkiem XD Jest to (jak pewnie spodziewacie się, po nazwie) specjał z okazji 1000 wyświetleń! Starałam się, by było to coś chociaż odrobinę oryginalnego ;)
Chciałabym wam wszystkim baaardzo podziękować, że jesteście, odwiedzacie tego bloga, a niektórzy nawet komentujecie :D Jest to tak niesamowicie miłe, że sobie nawet nie wyobrażacie! Tak, wiem, że tysiąc wyświetleń to jeszcze nie tak wiele, ale dla mnie jest to już jakieś osiągnięcie. To idealne potwierdzenie na to, iż ktoś czyta moje ''wypociny'', że tak to nazwę ;)
Oczywiście w głębi serca liczę, że kiedyś będzie Was jeszcze więcej i ciągle się o to staram! Jednak muszę się przyznać, iż wolałabym mieć kilku stałych, szczerych czytelników niż dziesiątki takich, którzy w ogóle się nie udzielają :) Oh... Co by tu jeszcze przedłużać? Po prostu Was uwielbiam! Liczę, że weźmiecie sobie słowa Misty, pffff... słowa Gerdy, głęboko do serca :D
Mam nadzieję, że podoba Wam się taki specjał i nie mogę się już doczekać, kiedy skomentujecie!

PS Zachowuję się trochę, jakby było was nie wiadomo ile, ale jak dla mnie to nawet tak mała ilość jest wielką motywacją :D Myślę, że to doskonale rozumiecie! :))

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Rozdział 5

- Victoire Weasley, czy ty właśnie zrobiłaś to, o czym myślę? - powiedział, udając poważny ton. On i jego dwie przyjaciółki właśnie jedli śniadanie. Siedział naprzeciwko ich, a od dziesięciu minut stałe miejsce Teddy'ego, znajdujące się obok, pozostawało puste. Mimo że chłopak był niemalże całkowicie pewny, że przyjacielowi nic nie jest, po dosyć długiej nieobecności, zaczynał się trochę niepokoić.
      - Freddie, przecież damie nie przystaje, prawda Vic? - odpowiedziała Misty, próbując powstrzymać się od śmiechu i teatralnie klepiąc Weasley w ramię. Ta z kolei zakrztusiła się tostem, słysząc słowa kolegi.
- Ja? Ja? - zapytała z niedowierzaniem. - Chyba pomyliłeś mnie z tą, o to tu panią -  lekko uderzyła swoją towarzyszkę w plecy. - Takich rzeczy damy nie robią, a zwłaszcza przy posiłku. Milordzie, podaj mi proszę cukierniczkę - dodała sztucznie poważnym tonem, kierując wszystkie te słowa do siedzącej obok Misty.
- No jasne, pani damowa królowo, już się robi. - rzuciła Hastings i podała Victoire, stojące obok malutkie naczynie. Ta śmiało wsypała do herbaty dwie łyżeczki zawartości i wzięła porządny łyk, nadal starając się utrzymać teatralny nastrój. Jednak nie udało jej się to na długo, gdyż chwilę później cała zawartość jej ust, znalazła się na siedzącym naprzeciw Weasleyu.
- Na piejące mandragory, Misty! Oszalałaś?! Naprawdę? Przez ciebie niczego już dzisiaj nie zjem! Chyba język mi zwiądł.
- Sól czyni cuda - niemal odwarknęła, wychylając się nad stołem i przybijając piątkę z Fredem.
- Nienawidzę cię - dopowiedziała pod nosem Victoire, wycierając usta w leżącą najbliżej serwetkę. - Jejku, Freddie, przepraszam. Nie chciałam, przecież wiesz. Czysty przypadek, ale z drugiej strony mógłbyś startować w konkursie na ''Miss Mokrego Podkoszulka''. Muszę ci powiedzieć, że szansę na wygraną byłyby sporawe.
- Nie ma sprawy. W końcu oskarżyłem cię o puszczenie bąka mordercy, którego odór zresztą mój nos wyczuwa nadal bardzo dokładnie. Każdy ma swoje metody karania nieposłusznego stada.
- Co prawda, to prawda. Chwila, co...?
Rozmowę gwałtownie przerwał gniewny, ale także zawiedziony głos. W okolicy padło kilka słów, za które z pewnością babcia Molly wygłosiłaby mówcy porządne, koszmarnie długie kazanie.
Chłopak nie miał na sobie szaty, w porównaniu z większością uczniów zasiadających przy stole. Podejrzane plamy na jego ubraniach nie zapowiadały niczego dobrego, a wręcz przeciwnie - zwiastowały tylko i wyłącznie kłopoty. Spore kłopoty. Inaczej rzecz ujmując - s z l a b a n.
- Za co? - Fred domyślił się wszystkiego prawie natychmiast. - Czyżby urok Puchonek strzelił ci do głowy? - niemalże brutalnym tonem rzucił pytanie w stronę Teddy'ego. Przyglądał się swojej porcji owsianki, przekopując miskę widelcem. W przeciwieństwie do głosu, mowa jego ciała sprawiała wrażenie, jakby był przyzwyczajony do takich sytuacji. Jak gdyby wcale go to nie obchodziło. Głos jednak go zdradzał. Jak zawsze w przypadku Weasleya głos mówił innym, jak należy obchodzić się z nim w tej chwili. I pomimo tego, Teddy i tak go zignorował.
- F i l c h. Szlaban aż do piątku. Cały tydzień sprzątania kibli ślizgońskich oblechów - rzucił opadając na wolne miejsce, które czekało na niego od dobrych kilkunastu minut. Był widocznie załamany. Teraz, gdy siedział, ukrył głowę w dłoniach i potarł twarz, jak gdyby chciał pobudzić całego siebie do życia. Gniew odrobinę wyparował. Teraz sprawiał wrażenie zrezygnowanego i przegranego. Zapewne miał do siebie żal, że nie wybrnął z tej sytuacji i nie zdołał wymyślić żadnej porządnej wymówki. - Zgadnijcie od kiedy zacząłem? Zaraz po milutkiej pogadance z Minerwą, musiałem wyszorować całą łazienkę. C a l u t k ą. Od dziś codziennie, rano i wieczorem. Aż do piątku. Na szczęście ten stary cap zapomniał o tym, że w sobotę mamy wyjście do Hogsmeade. Idiota. I tak nie może już tego zmienić. McGonagall wszystko podpisała. Od dziś do piątku. Pięć dni. Pięć cholernych dni - w tym momencie głowa chłopaka z hukiem opadła na stół. Tak, że kilka młodszych Gryfonów podskoczyło na swoich siedzeniach. Mimo że miało to wyglądać teatralnie Victoire, jak i inni, wiedziała, że Teddy'ego z pewnością trochę to zabolało.
- A właśnie, co do wyjścia, idziemy? Całą czwórką. Miodowe Królestwo przez wakacje na pewno miało dobrych kilka dostaw, co nie? Oczywiście nie zrozum mnie źle, wariacie. Wiesz przecież, że ci współczuję. Tak ciuteńkę, ale zawsze.
- Dzięki Mis. Ty to zawsze potrafisz z powrotem poderwać mnie do lotu.
- A właściwie, co robiłeś? Wiesz no, co robiłeś tak rano poza dormitorium i jak to się stało, że przyłapał  c i ę, w co nadal nie mogę uwierzyć, Filch? Teddy! Przecież on nigdy nie przyłapał cię samego! Dobra... raz, ale w to na trzecim roku, więc się nie liczy.
- Tak, wiem. Chciałem mu przypomnieć, że jestem prefektem, ale coś innego przykuło moją uwagę. Lee...
I zaczął opowiadać.
Przekazał im wszystko, no może prawie wszystko. Pominął główny temat rozmowy, jaka nawiązała się między nim i Delano. Zrobił to oczywiście ze względu na Freda, który teraz uważnie przyglądał się Roxie, rozmawiającej z jakimś piątoroczniakiem. Uszy momentalnie poczerwieniały mu niczym rozżarzony węgiel. Victoire zaczęła się nawet zastanawiać czy gdyby ich dotknęła, mogłaby poparzyć sobie opuszki palców.
Freddie, to tylko Piers. Chodzą razem na runy. Przecież wiesz, że wszyscy mają z nimi problem - chciała uspokoić przyjaciela. Mimo tego nie wykrztusiła z siebie ani słowa. Coś dawało jej znak, że lepiej będzie w ogóle nie poruszać tego tematu.
Gdy wysłuchała uważnie opowieści Teddy'ego, niepewnie zasugerowała, że całkiem prawdopodobne jest, iż to Leo nakablował Filchowi. W końcu już chyba wszystko było możliwe. Ostatnio zauważyła, że ten jakby od niej uciekał. Oczywiście ostatnimi czasy nie był skłonny do rozmowy z żadnym z nich, lecz to jej unikał z największym zaparciem. Czasem łapała jego wzrok. Wtedy w oczach Leo widziała współczucie. Tak, współczucie. Uczucie, którego najmniej spodziewała się z jego strony. Bo w końcu, z jakiej racji miał jej czegoś żałować?
Jeszcze te sny. Od jakiegoś czasu bardzo często śniła o pustce.
Dookoła niej panuje mrok. Brakuje tego światełka, które według wszystkich znanych źródeł miałoby pojawić się na ''końcu''. Tylko nicość. Ona i nicość. Spada. Spada w otchłań, która jest pustką. A pustka jest nią. Nie ma końca ani początku. Jest za to najgłębsza, najmroczniejsza czerń, która właśnie zaczyna ją pochłaniać.
                                                                                  ***
Otarła kroplę potu, która pojawiła się u niej na czole. Dziś przyrządzali eliksir wiggenowy. Poprawka: próbowali przyrządzić eliksir wiggenowy.
ŁUP
Już po raz czwarty dnia dzisiejszego, kociołek Misty postanowił wyrzucić swoją zawartość w powietrze. W odpowiedzi na co dziewczyna zaklęła pod nosem.
Temperatura w klasie już dawno przekroczyła ustaloną normę. Od każdego kociołka buchało parne, ciężkie powietrze. Profesor Glentoran, mimo że była niezwykle sympatyczną osóbką, także bardzo wymagającą. W ogóle nie przejmowała się tym, że jeszcze nigdy, nikomu nie udało się odtworzyć przyrządzonego przez nią eliksiru. ''A co tam! Niech się pomęczą.'' Zdecydowana większość osób, znajdujących się teraz w klasie uważała, że tak właśnie brzmi jej życiowe motto.
Ratunkiem Victoire były rady wujka Harry'ego. ''Nie siekaj, zmiażdż''. ''Nie siedem, dodaj dziewięć dla konsystencji''. Te dwie zawsze się sprawdzały. Bez względu na sytuacje, bez względu na wywar. Zawsze. Nie wiedziała skąd wytrzasnął te ''triki''. Prawdę mówiąc, nigdy nad tym nie myślała. Była niemalże pewna, że Hermiona mówiła jej, iż jego oceny w szkole były... cóż, były fatalne. No ale w końcu Harry jest aurorem. To chyba musi coś znaczyć. Przecież eliksiry są istotne w tej pracy, prawda? Tak czy siak to właśnie dzięki niemu, Victoire stała się po części pupilkiem Glony, bo tak nazywali nauczycielkę eliksirów. Ze wszystkim na tym przedmiocie radziła sobie powyżej oczekiwań, co wystarczyło by była najlepsza ze wszystkich uczniów szóstego roku.
- Weasley! - Victoire nawet nie podniosła głowy, gdyż od razu wiedziała, że wzywany był Fred, który zawsze, ale to zawsze, musiał pomieszać składniki. -Gdzie w eliksirze wiggenowym jest włos z głowy wili? No gdzie? Znowu pomylił pan eliksiry... Och, podaj mi to - rzuciła nauczycielka i zaczęła mieszać w kociołku Freda. Dodała kilka podejrzanych ziarenek i dosypała jakiegoś... proszku? Tak, to chyba był jakiś proszek. Przynajmniej tak to wyglądało.
- Ups... Chyba znowu pomyliłem składniki.
- A to ciekawe, naprawdę?
Tego dnia po eliksirach mieli jeszcze dwie godziny zaklęć, co szczerze było czystą męczarnią. Gdzieś w okolicach piątej klasy, uczenie się znaczenia i zastosowania tych wszystkich formułek zaczynało być dosłownie, nie do zniesienia. Dlatego też od razu po skończeniu lekcji Vic zręcznie wymknęła się do dormitorium i jak najszybciej pogrążyła się w lekturze, którą zaledwie tydzień temu przysłała jej mama. Po drodze zdążyła tylko zrzucić z siebie szkolną szatę i już sięgała po lekturę. Tym razem ofiarą dziewczyny padła książka ''Romeo i Julia''. Dlaczego ofiarą? Bowiem jak dotąd każda książka, którą postanowiła przeczytać została zwrócona właścicielowi, z niewiadomych powodów, w strasznym stanie. Tu brak strony, gdzie indziej plamy soku dyniowego, a niekiedy zerwana okładka. Problem w tym, że Victoire naprawdę lubiła czytać i sama nie wiedziała jak pod jej okiem, a dodatkowo z jej ręki, dzieją się takie rzeczy.
Niegdyś gustowała jedynie w literaturze czarodziei. Jednak około pół roku temu odkryła dzieła mugolskiej literatury, które okazały się strzałem w dziesiątkę. Wiedziała, że prędzej czy później ''Romeo i Julia'' wpadnie w jej ręce, lecz nie spodziewała się, że ta opowieść tak ją wciągnie. A jednak. Okazało się, że nie tylko książki dla nastolatków są ciekawe. Dziwne, prawda? Dużo rzeczy jest dziwnych. Na przykład to, że na dworze była piękna pogoda, mimo że zapowiadali deszcze. Na przykład to, że wymknęła się swoim znajomym niezauważona. I na przykład to, że w jej oknie, na swojej nowej miotle wyścigowej, siedział Teddy Lupin.
- No, no, Weasley... Nie spodziewałem się, że gustujesz w takich romansach.
- Co ty...! - nie zdążyła powiedzieć nic więcej, gdyż chłopak odleciał z głośnym świstem.
Dziewczyna czym prędzej poderwała się z łóżka i rzuciła się w stronę okna. Wychyliła się do połowy i zaczęła rozglądać się, to w lewo, to w prawo. No tak... Przecież była przyzwyczajona do takich żartów. W jego świecie to normalka. Jeszcze raz obejrzała wszystko dookoła i po chwili już odwracała się z zamiarem powrotu do lektury. Zrobiła jeden krok, gdy niespodziewanie ktoś chwycił ją za rękę i gwałtownie wyciągnął na zewnątrz. Stłumiony krzyk zawisł w powietrzu. W ułamku sekundy Victoire siedziała na miotle wraz z Lupinem. Wystraszona do granic możliwości wpięła paznokcie w klatę chłopaka i z całych sił objęła go ramionami. Zerknęła w dół, jednak po chwili już wiedziała, jak zły był ten pomysł. Mocno zakręciło jej się w głowie, co sprawiło, że jeszcze bardziej wtuliła się w tył chłopaka.
- Mała, n..e mogę odd..ać - wydukał. W odpowiedzi uzyskał minimalne poluźnienie uścisku ze strony dziewczyny. - Od razu lepiej - dodał i jeszcze bardziej odsunął się od okna tak, że teraz nawet gdyby Victoire chciała, nie dałaby rady dostać się do środka bez jego interwencji.
- NATYCHMIAST MNIE ODSTAW - krzyknęła drżącym głosem. - TEDDY!
- Dzisiaj są eliminacje do drużyny, a ja jestem kapitanem. Miałem nadzieję, że mi pokibicujesz.
- Przepraszam, zapomniałam - wyjąkała, momentalnie zmieniając ton, gdyż naprawdę miała się tam pojawić. Po prostu totalnie wyleciało jej to z głowy.
- Nie ma sprawy. Już ci wybaczyłem.
- Hej! Przecież ty nawet nie będziesz latał! To ty wybierasz nowych członków drużyny! - krzyknęła. - Po co miałabym ci kibicować?! W czym?!?!
- Każdy potrzebuję trochę motywacji, a zapewniam cię, że ty jesteś najlepszą motywacją, jaką kiedykolwiek miałem.
Nie odpowiedziała. Komplementy. Nigdy jakoś bardziej tego nie okazywała, ale naprawdę jej schlebiał. Zawsze, gdy ją chwalił, rumieniła się. Teraz nawet, na całej twarzy spłonęła rumieńcem. W duszy dziękowała Bogu, że siedziała z tyłu i nikt nie mógł jej zobaczyć. Momentalnie pomyślała o tym, co powiedziałaby Misty, gdyby tylko ją teraz widziała. Na pewno rzuciłaby jakąś sarkastyczną formułkę w stylu... Jej myśl w połowie się urwała. To, co właśnie sobie przypomniała sprawiło, że serce zaczęło jej mocniej bić.
- MISTY!
- Może trochę trudno w to uwierzyć, ale to właśnie ona mnie tu przysłała. Chyba miałaś jej towarzyszyć, co nie? W tym roku na stanowisko szukającego mamy aż siedmiu chętnych. Nie wiem...
- Szybko! Ruszaj!
- Spokojnie, beze mnie nie zaczną - starał się uspokoić Victoire w nadziei, że ta rozmowa nie skończy się tak prędko.
- Teddy! - krzyknęła coraz bardziej poddenerwowana.
- Hmmm? - nadal starał się przedłużyć tą chwilę. - Mówiłaś coś?
- Teddy, proszę... - już go miała. Uwielbiał, gdy odnosiła się do niego w taki sposób - Ona tam zwariuje. Beze mnie nie da rady.
- A tak miło się rozmawiało... Dobra, Vic. Musisz się przysunąć i mocno mnie objąć - powiedział unosząc luźną koszulkę. Czy on chciał by objęła go... pod bluzką? Co...? Gdy nie uzyskał odpowiedzi, dodał: - Inaczej coś ci się stanie. Ześlizgniesz sie lub stanie się coś jeszcze gorszego - Nadal brak odpowiedzi. Co mogło być gorsze od upadku z miotły, i to z  t a k i e j wysokości?!  - Hastings nie będzie czekać w nieskończoność. Już odchodzi od zmysłów. Za chwile zaczyna się rozgrzewka. Pewnie już siedzi na miotle...
To zadziałało. Victoire przysunęła się jeszcze bliżej, wtulając się w plecy Teddy'ego. Niepewnie opuściła ręce i wsunęła je pod koszulkę chłopaka. Mocno, obiema rękami, objęła jego brzuch i zamknęła oczy. Temperatura wkoło momentalnie się powiększyła. Do teraz nie zwróciła na to uwagi, ale na takiej wysokości było naprawdę zimno. Zwykłe ubranie na pewno nie zapewniłoby takiego ogrzania jak Teddy. Starała się jak najmniej przylegać do chłopaka, lecz było to po prostu niemożliwe. W końcu, po upływie dłuższej chwili, rozluźniła się i poczuła idealnie wyrzeźbiony brzuch Lupina, pod swoimi dłoniami. Dokładnie wyczuwała teraz wszystkie te twarde mięśnie. Poczuła jak przyjemne ciepło rozchodzi się po jej ciele. Starała się nie myśleć o ich bliskości, ale ta świadomość i jednocześnie ekscytacja, stawała się nie do opanowania. Po chwili jej uszu dobiegł ściszony głos:
- Lepiej mocno się trzymaj...

_______________________________________________________________
I jak??? Szczerze? Ten rozdział wyszedł na taki jakby troszkę o niczym... No ale czasami warto napisać takie coś :D Zapewniam was, że już niedługo akcja się rozwinie i zrobi się... ciekawie... Jestem wciąż na wakacjach, ale udało mi się znaleźć chwilkę na pisanie ;))) Tak właściwie to nawet troszkę długą chwilkę, ale cóż, staram się! ;DD Dodatkowo nikt nie wie o tym, że prowadzę bloga, więc cała sytuacja jest bardziej skomplikowana XD
Do poczytania! I oczywiście dajcie mi znać w komentarzu, co sądzicie o tym rozdziale ;)