Stanął w drzwiach i z przymrużonymi oczami starał się zarejestrować, co dzieje się dookoła niego. Za jego plecami leżał zdezorientowany Ben, lecz po chwili podźwignął się i wrócił do łóżka, z którego wyrwała go nagła wizyta dziewcząt. Weasley równie zaspany siedział z pochyloną głową, podpierając ją rękoma. Ale nie to wszystko przyciągnęło uwagę Victoire. Podczas, gdy towarzyszka już dawno wyminęła Teddy'ego i zajęła się przywracaniem drugiego chłopaka do życia, Vic zastygła w bezruchu stojąc przed półnagim metamorfomagiem.
W samych bokserkach wyglądał niczym Bóg. Roztrzepane na wszystkie strony czarno-niebieskie włosy tylko dodawały mu uroku. Blondynka nieświadomie rozchyliła usta z podziwem patrząc na tors. Czuła, jakby wszystkie jej myśli momentalnie się wyłączyły. Świat wirował, ale w tym momencie policzki Teddy'ego spłonęły rumieńcem i zaczął niezdarnie zakrywać swoją nagą, cudownie wyrzeźbioną klatę. Włosy nagle zmieniły barwę na nieco bardziej zbliżone do czerwonego niż błękitnego odcieniu, lecz i to nie odwróciło uwagi dziewczyny tak bardzo jak mała blizna w kształcie trójzębu. Mimo, że była zawstydzona do granic możliwości nadal stała nieruchomo. Kiedy Lupin zauważył, czemu się przyglądała pośpiesznie zakrył znak.
- Teddy, co to jest? - zapytała Victoire, wyciągając rękę w kierunku, który tak bardzo ją omamił. Chłopak wzdrygnął się pod jej dotykiem. Nie z obrzydzenia, lecz z rozkoszy, z płomiennego,wspaniałego dreszczu, jaki przebiegł po jego ciele. Teraz już delikatnie odwrócona, cofnęła dłoń marszcząc brwi.- Kto ci to zrobił? - dodała z wyczuwalną w głosie troską, ale i... złością?
Jednak on odszedł, przygryzając dolną wargę. Po chwili znalazł się przy szafie wkładając przez głowę obcisłą, ciemną koszulkę. Mimo, że jego zmieszania nie dało się ukryć, można było dojrzeć w jego zachowaniu też to, jak bardzo pragnął opowiedzieć wszystko Victoire. Ona to widziała. Postanowiła, że jutro, a właściwie to dzisiaj, dowie się o co chodzi. Było przed czwartą, a lekcje zaczynają się o wpół do dziewiątej. Może zdąży jeszcze przed rozpoczęciem się zajęć...
Podczas, gdy Misty w najlepsze opowiadała, co wydarzyło się niespełna dwadzieścia minut temu, Weasley wpatrywała się w chłopaka. Zapomniała o ustalonych przez siebie zasadach. Jej głowę zapełniały różne kwestie na temat tego, co się wydarzyło. Kto mu to zrobił? Jak to się stało? I dlaczego nigdy o tym nie wspomniał? Przecież przyjaźnili się na dobre i na złe. W tej chwili jedna myśl zniszczyła inne.
Może to dlatego, że go do siebie nie dopuszczam? Może to moja wina, że o niczym nie wiem? Nie wiem nic o moim przyjacielu. Jak on ze mną wytrzymuje? Jak JA mogę go t a k traktować...
Z zamyślenia wyrwał ją zdecydowanie zbyt podniecony głos Misty:
-... i wtedy ktoś go zawołał, a my zwiałyśmy, ile sił w nogach - odetchnęła głośno. Widocznie potrzebowała wygadać się komuś i wyrzucić z siebie każde przemyślenie.
- to było zdecydowanie najdziw... - zaczął Fred, ale ta nie dała mu dokończyć.
- ...niejsze, co przytrafiło się nam podczas wycieczek po Hogwarcie? Też tak uważam - wtrąciła Hastings, unosząc kącik ust. Była widocznie zadowolona, że innych też poruszyła ta historia. Teddy wysłuchał całej i mimo, że nadal miał nieobecny wzrok, po lekkiej zmianie w wyrazie jego twarzy można było poznać, iż to wszystko wydaje mu się równie dziwne jak pozostałym.
Fred zmierzył koleżankę srogim wzrokiem, lecz po chwili również się uśmiechnął i zaczął zawzięcie się z nią droczyć. Victoire pomyślała, że ta dwójka rozumie siebie nawzajem najlepiej z całej czwórki. Pozwoliła sobie nawet stwierdzić, że są na wyższym ''poziomie'' niż Lupin z Weasley'em, ale to wydaje się niemożliwe. Przecież chłopcy są nierozłączni. Znają się i przyjaźnią niemal od urodzenia. Właśnie. Znają się najbardziej dogłębnie, ale kto powiedział, że w takim samym stopniu się rozumieją. Są to dwa odrębne pojęcia i Vic właśnie w tym momencie sobie to uświadomiła. Uświadomiła sobie też, że teraz to ona stara zrozumieć się Teddy'ego tak, jak Misty rozumie Freda. Zapragnęła poznać go od nowa. Chciała,by zawsze był z nią, przy niej, na dobre... i na złe.
W tej chwili Ben ponownie się obudził. Rude, dawno nie strzyżone loki stały na każdą stronę. Chłopak przymrużył oczy, siadając na łóżku. Jego nagła zmiana stanu przyprawiła wszystkich o krótki, sekundowy zawał. Bali się, że wszystko słyszał, lecz ten sprawiał wrażenie maksymalnie zaspanego. Byli pewni, iż nie jest w stanie zarejestrować, co dzieje się wkoło. Mimo tego dał radę wydusić z siebie urywki słów, przerywane pomrukami, które na dziewięćdziesiąt procent oznaczały, że nie jest on zbytnio zadowolony, iż dziewczyny znajdują się w tym pokoju w samym środku ciszy nocnej. Dlatego też Victoire podniosła się z łóżka i pociągnęła za sobą przyjaciółkę przy tym grzecznie oznajmiając, że na nie już czas. Nikt nie protestował, gdyż każdy był równie zmęczony wydarzeniami ostatnich godzin.
Nastolatki ruszyły w kierunku drzwi. Vic przepuściła Misty pierwszą, ponieważ bała się, że ta odstawi coś w rodzaju przeciągłego pożegnania. Na szczęście była chyba naprawdę wyczerpana, gdyż nawet nie spróbowała się sprzeciwić i po chwili schodziła już ze schodów, przeskakując co dwa stopnie. Weasley rzuciła jeszcze jakąś krótką formułkę w stylu do zobaczenia i moment później również zmierzała w kierunku swojego dormitorium.
Usłyszała szarpnięcie klamki od drzwi i pomyślała, że jej przyjaciółka właśnie znalazła się tam, gdzie w ciągu ostatnich kilku minut tak bardzo pragnęła być. Zmierzając w kierunku ich pokoju, momentalnie do głowy napłynęły przypomnienia, że miała zapytać kolegę o znak, którego dzisiaj się u niego dopatrzyła. W tej samej chwili, czyli dokładnie wtedy, gdy była już w połowie schodów, ktoś chwycił ją za ramię. Z jej gardła wydał się krótki pisk. Wystraszyła się nie żarty,co doprowadziło do tego, iż straciła równowagę. Przechyliła się do tyłu, wpadając na drugą postać. Ta podobnie jak ona nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji, więc wspólnie sturlali się na sam dół. Victoire leżała, przylegając całym ciałem do torsu chłopaka, którym po chwili okazała się postać. Wtedy jej uszu dobiegł znajomy głos.
- Może byś tak ze mnie zeszła? No chyba, że ta pozycja odpowiada ci tak bardzo jak mnie, w co jednak śmiem wątpić - powiedział Teddy, a Vic nawet na niego nie patrząc wiedziała, że na jego twarzy znajdował się teraz uwielbiany przez nią uśmiech. Zarumieniona podniosła się i otrzepała ubranie, po chwili odgryzając się:
- Może by tak przestał pan napastować mnie w środku nocy? - zapytała z satysfakcją, iż udało jej się wymyślić coś równego jego słowom. - A teraz przykro mi mój kochany stalkerze, ale pozwolę sobie udać się do łoża królowej - dodała odwracając się na pięcie. Ale to nie pozwoliło uzyskać jej żadnych efektów, gdyż zaraz została z powrotem zwrócona w przeciwną stronę przez to, że chłopak złapał ją w pasie i obrócił o sto osiemdziesiąt stopni.
- Nie wiem, czy się orientujesz, ale to ty niespodziewanie znalazłaś się w moim pokoju o trzeciej nad ranem, księżniczko - rzekł patrząc prosto w piękne, błękitne oczy, a kiedy ta ponownie odwróciła się nagle chwycił ją za rękę. - Vic, ja... - wtedy właśnie poczuł, jak blisko siebie się znajdują. Niemal stykali się nosami. W pokoju było ciemno, gdyż jedynym oświetleniem był ogień huczący w kominku, ale mimo to bez problemu mogli zobaczyć siebie nawzajem. Jej bliskość zbiła go z tropu. Zapragnął otulić ją swoimi, potężnymi ramionami i ochronić tą kruszynkę przed czyhającymi z każdej strony niebezpieczeństwami. Ale musiał wziąć się w garść. Zacisnął pięści i niezauważalnie dla Victoire przełknął ślinę. - Ja muszę ci coś wytłumaczyć...pewną kwestię. Wiem, że widziałaś moją bliznę i wiem, że cię to poruszyło, ale nadal nie rozumiem dlaczego, więc wymyśliłem pewien układ. Znaczy może nie do końca można nazwać to układem, ale przejdźmy do rzeczy. Obiecuję, że opowiem ci skąd mam tą bliznę, jeśli ty pójdziesz ze mną na randkę. Nie! Nie na randkę, na spacer... zwykłą... przechadzkę - dziewczyna widziała, że wypowiedzenie tego wszystkiego nie przyszło mu tak łatwo, jak mogłoby się wydawać. Kilka razy się zawahał, kilka razy zmieniał to, co chciał powiedzieć, ale w końcu chyba wyrzucił z siebie wszystko to, co chciał. Mimo tego nie odpowiedziała nic, tylko spuściła wzrok, sama nie wiedząc dlaczego.
- Nie, wiesz co, nie odpowiadaj teraz! Pomyśl nad tym, a ja poczekam. Nie chcę wywierać na tobie żadnej presji, nie chce żeby to tak wyglądało. Odpowiesz mi jutro, pojutrze, kiedy będziesz chciała - wypowiedział te słowa nadal trzymając ją za rękę. Uśmiechnął się. Nie dla siebie, ale dla niej. Chciał,by czuła się jak najlepiej i każdą godzinę, minutę i cholera nawet sekundę, spędzoną w jego obecności wspominała jako tą najcudowniejszą. - A teraz chodź, jestem winien ci wytłumaczenie - dodał, lekko ciągnąc ją w stronę kanapy. Kiedy na niej usiedli Victoire, jakby odzyskała mowę:
- Teddy, nie musisz - powiedziała cicho,kiedy uświadomiła sobie, że to nie jej sprawa. Czuła, że ta kwestia nie należy do takich, o których jej przyjaciel kocha rozmawiać. A wydawało jej się, że takie tematy nie istnieją.- Nie musisz mówić mi niczego, o czym nie chcesz rozmawiać. To, że mnie to zainteresowało nie znaczy, że masz obowiązek mi o tym opowiedzieć. Nie powinnam się wtrącać, bo widzę, że to nie jest miła sprawa. Ja sama nie wiem, dlaczego mnie to ciekawi. Ja... już sama nie wiem, co się ze mną dzieje - tu znów spojrzała w dół, jak z resztą nieustannie w ostatnim czasie.
- Hej, głowa do góry - chłopak włożył dwa palce pod podbródek dziewczyny i delikatnie uniósł go do góry, tak by mógł ponownie zobaczyć i poczuć błękit jej oczu na własnej skórze. - W tej rozmowie padło już zdecydowanie zbyt dużo słowa ''nie''. Teraz czas byś poznała prawdę na temat tej cholernej blizny - tu zaśmiał się ni głośno, ni cicho. - Tylko uprzedzam, to nic wielkiego. Historia z życia wzięta. To, że być może i nie lubię o tym rozmawiać wcale nie oznacza, że jest to coś strasznego.
________________________________________________________
Czuję się, jakby nie było mnie tu wieki, mimo że nie dodałam nowego rozdziału przez niespełna miesiąc. Ten jest troszkę krótszy niż dwa poprzednie i może odrobinę gorszej jakości, ale mam nadzieję, że jest równie interesujący ;) Te całe poprawianie ocen końcowych nie daje mi chwili wytchnienia, dlatego nie było tu posta przez taki, a nie inny okres. Całe szczęście, że już prawie koniec tych męczarni! Do poczytania wkrótce!
Hej :)
OdpowiedzUsuńTo znowu ja! ;D
Kolejny rozdział przeczytany :) Co tu dużo mówić. Mimo, że w notatce pod rozdziałem napisałaś, że jest gorszej jakości, nie wydaje mi się. Przeciwnie, zaciekawił mnie. Już za chwilkę biorę się za czytanie kolejnego, ale najpierw trzeba komentarz zostawić ;)
Po prostu rozbroiła mnie sytuacja o 3 nad ranem. Vic stoi i patrzy się jak wół w malowane wrota, a później zdaje sobie sprawę, co robi i się zawstydza xD
Jestem ciekawa, skąd Teddy ma tę bliznę, a to zapewne wyjaśni się w drugiej części rozdziału ;)
Pozdrawiam i weny życzę ^^
http://dramione-zapomnijmyoprzeszlosci.blogspot.com
O! Jak miło mi to słyszeć (albo czytać XD)! ;) Zaczynam jeszcze bardziej lubić Twoje komentarze :DDD Nie mogę się doczekać, kiedy skomentujesz ostatnie rozdziały ;)
UsuńHa ha Tak, Vic... Ta dziewczyna czasem zupełnie zapomina, co robi ;D No ale, kto nie zaniemówiłby na widok takiego Lupina?!!!
Tak, blizna wyjaśnia się w drugiej części ;)
Pozdrawiam również :D
Po pierwsze: Twój Teddy jest słodki. :D Lubię go. :D
OdpowiedzUsuńNie jest gorszej jakości, jest super. :D Szczerzę się jak głupia teraz.
No słodko po prostu. :3
Tak, Teddy jest bogiem ;D haha myślę, że go po prostu nie da się nie lubić;p
UsuńPozdrawiam!